Czy warto mieć małżonka? Czy dobrze jest posiadać gromadkę dzieci? Na takie pytania odpowiedzą dziś analitycy serwisu Comperia.pl. Oczywiście, czytelnik nie znajdzie tu rozsądzania kwestii socjologicznych. Natomiast dowie się, jak rodzina może pomóc lub zaszkodzić w ubieganiu się o kredyt.
„Dziecinne” podejście
Z pewnością wielu z nas słyszało lub czytało (albo co gorsza doświadczyło na własnej skórze) o sytuacji, w której klient w swoim wniosku kredytowym „zapomniał” wspomnieć o swoich dzieciach, tymczasem pochwalił się potomkiem np. na jednym z licznych portali społecznościowych. I chociaż banki nie przyznają się do weryfikowania wiarygodności potencjalnego kredytobiorcy w takich miejscach, to jednak trudno przypuszczać, aby świadomie pomijały takie źródła informacji. Zwłaszcza, że nierzadko wystarczy jedynie „wyguglać”, by dowiedzieć się całkiem sporo o tym, kim jest ten ktoś, kto ubiega się o kredyt i jaki jest jego „stan posiadania”.
Ale dlaczego w ogóle co więksi kombinatorzy próbują ukryć fakt utrzymywania swych pociech (albo to, że są właścicielami np. samochodu)? Cóż - to proste. O takie rzeczy banki pytają we wniosku kredytowym. I nie da się ukryć, że twierdzące odpowiedzi obniżają zdolność kredytową, a co za tym idzie – maleją szanse na atrakcyjne warunki kredytu albo w ogóle na jego otrzymanie. Wydatki związane z zapewnieniem dzieciom wszystkiego, czego potrzebują, (ewentualnie alimenty), obciążają wszak budżet domowy i to znacznie. I choć informacje o liczbie dzieci zniknęły już z dowodów osobistych, to banki nadal mają swoje sposoby na sprawdzenie klienta – a jednym z nich są właśnie portale społecznościowe. Innym jest chociażby analiza wydatków z rachunku bankowego klienta. Przelewy na konto prywatnej szkoły mogą ujawnić fakt posiadania dziecka, podobnie jak np. regularne, kilkusetzłotowe wydatki na stacjach benzynowych zdradzą, że kredytobiorca należy do osób zmotoryzowanych.
Do czego przydaje się małżonek?
Z żoną/mężem nie jest już tak jednoznacznie. Ubieganie się o kredyt wraz z pracującym partnerem wywinduje zdolność kredytową – wszak „co dwaj kredytobiorcy to nie jeden”. W przypadku problemów finansowych jednej osoby (np. utrata pracy) ciężar spłaty może przejąć druga. Zresztą właściwość ta nie jest zarezerwowana dla małżonków – młodzi ludzie proszą nieraz swoich rodziców o przystąpienie wraz z nimi do kredytu. Można zwrócić się nawet do sąsiada, chociaż nie gwarantujemy czy się zgodzi...
Ale nie chodzi jedynie o wyższe, łącznie liczone dochody. Wszak małżeństwo to mieszkanie razem, a co za tym idzie – kilka wspólnych wydatków. Nie dubluje się np. opłata za czynsz, za internet czy energię elektryczną etc.
Z drugiej strony warto mieć na uwadze, że wspólny kredyt solidarnie obciąża pełną kwotą „konta” obojga małżonków. Jeśli na zakup mieszkania pożyczono 300 tys. zł, to nie jest tak, iż żona jest winna 150 tys. zł, a mąż drugie 150 tys. zł. Oboje w Biurze Informacji Kredytowej obciążeni są kwotą po 300 tys. zł – to może stanowić problem przy ubieganiu się o kolejne pożyczki.
Za ciekawy można uznać także fakt, iż rodzina lepiej (w porównaniu ze stanem kawalerskim lub panieńskim), prezentuje się też… ze statystycznego punktu widzenia. Biuro Informacji Kredytowej, oceniając ryzyko kredytowe, porównuje profil klienta stworzony na podstawie informacji z profilem podobnych mu osób, które już kredyt otrzymały. To przypomina nieco zasadę odpowiedzialności zbiorowej według motta „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. A statystyki wyraźnie mówią, że to single częściej mają problemy z terminowym spłacaniem zobowiązań. Jak więc widać, stan cywilny może mieć pewien wpływ na naszą zdolność kredytową, choć nie jest to czynnik kluczowy.
Pragnąc mieszkać na swoim
Na koniec został chyba jednak najważniejszy plus instytucji małżeństwa z perspektywy ubiegania się o kredyt hipoteczny. Chodzi mianowicie o program dopłat rządowych „Rodzina na Swoim”. To jeden z czynników odpowiedzialnych za to, że młodzi skłaniają się do składania wizyt w urzędach stanu cywilnego i kościołach. Cel tych „wizyt” jest wiadomy, a perspektywa ułatwień finansowych związanych ze spłaceniem kredytu jest skutecznym katalizatorem decyzji o wstąpieniu w związek małżeński.
Jeśli tylko spełnia się określone warunki (a małżeństwo to podstawowa idea „Rodziny na Swoim”, to aż głupio nie skorzystać z faktu, że Państwo chce przez 8 lat dokładać się (nawet w 50 proc.) do raty naszego kredytu mieszkaniowego. W perspektywie kilkunastu miesięcy rzeczony program ma wygasnąć, zatem „zalegalizowanie” związku dwojga osób płci przeciwnej dziś, to – oceniając z perspektywy ekonomicznej – pomysł wart zrealizowania.
autor: Mikołaj Fidziński