Prowadzisz konkurencyjną firmę? Jak daleko
posuną się Twoi konkurenci, by wyprzedzić Cię w walce rynkowej? Uważaj -
przetrząsanie koszy lub kontenerów na śmieci jest starą i wciąż popularną
praktyką w walce konkurencyjnej przedsiębiorstw, chociaż jest to proceder mało
chwalebny dla wszystkich konkurujących stron. Firma zlecająca takie
przeszukiwanie chciałaby uniknąć zyskania dość „śmierdzącej” reputacji,
z kolei przedsiębiorstwu, które beztrosko pozostawia swoje poufne dokumenty w
śmietnikach i lekceważy zasady bezpieczeństwa, wystawiając na szwank prywatność
swoich klientów - nie przystoi strojenie się w piórka „ofiary”. Zobacz jak skutecznie chronić firmę przed
wyciekiem danych, bo niszczarka z supermarketu nie wystarczy.
Głośny
śmierdzący proceder
Doskonale ową niezręczność ilustruje głośny
przypadek przeszukiwania śmieci korporacji Unilever na zlecenie jej
największego konkurenta – Procter & Gamble. Wiosną 2001 roku John Pepper,
ówczesny świeżo upieczony prezes Procter & Gamble, odkrył, że pracownicy
działu analiz wywiadowczych są zaangażowani w szpiegowanie działań konkurenta,
firmy Unilever. Zgromadzono ok. 80 dokumentów dotyczących trzyletnich planów
Unilever w zakresie kosmetyków do pielęgnacji włosów wprowadzanych na
amerykański rynek. Materiały dotyczyły także produktów dotychczas nie
sprzedawanych, ich cen i prognoz wejściowych. Okazało się, że zarząd korporacji
P&G zatrudnił niezależną firmę wywiadowczą, aby gromadziła informacje o
konkurencji, ze szczególnym uwzględnieniem Unilever. Zatrudniona agencja z
kolei wynajęła szereg podwykonawców do wykonania poszczególnych tajnych
operacji. Pracownicy podwykonawców przeszukiwali śmieci konkurencji, śledząc
ich drogę z siedziby firmy na wysypiska publiczne. Był to czas, kiedy toczyła
się ostra walka pomiędzy takimi markami Unilevera jak Salon Selectives,
ThermaSilk, Finesse czy Helene Curtis a Pantene, Wash&Go,
Head&Shoulders, Vidal, produkowanymi przez P&G.
Takie
działania, choć popularne, były wstydliwie skrywane w korporacjach
amerykańskich. Pepper wraz z zarządem P&G mieli świadomość, że podjęte
przez nich działania wywiadowcze nie łamały amerykańskiego prawa, chociaż „przekroczyli
pewne granice swojej dotychczasowej polityki bussinesowej”.
Było to już po
słynnym orzeczeniu sądu apelacyjnego w Minnesocie w podobnej sprawie pomiędzy
Tennant Company a Advance Machine Company z 1984. Obie firmy konkurowały na
rynku produkcji i sprzedaży wyposażenia do czyszczenia podłóg. Od jesieni 1978
roku do wiosny 1979 pracownicy Advance przeszukiwali śmieci w kontenerze za
budynkiem siedziby regionalnego przedstawicielstwa firmy Tennant w Kalifornii.
Tego rodzaju akcje pozwoliły zdobyć poufne informacje o sprzedaży oraz
klientach. Sąd uznał, co prawda, że kosze wykorzystywane w przedsiębiorstwie
podlegają ochronie, ale firmy, które pozbywają się śmieci na zewnątrz, nie mogą
ich traktować jako swojej własności. Co więcej, w żadnej firmie, nawet w dobrej
wierze, poufne informacje nie powinny trafiać do kosza. Generalnie
więc, śmieci tak
długo pozostają własnością firmy, jak długo nie utracą swojej „korporacyjnej
tożsamości” trafiając gdziekolwiek na większe zbiorowisko śmieci.
Dokładna skala tego zjawiska, z
przytoczonych wyżej względów, nie jest znana, ale należy zakładać, iż jest
codziennością walki konkurencyjnej. W „Corporate
Espionage” Ira Winkler opisuje przypadek przyholowania przez
przedsiębiorstwo oczyszczania miasta kontenera ze śmieciami jednej firmy na
teren firmy konkurencyjnej. O zagrożeniu tym procederem świadczą również wyniki
badań prowadzonych przez brytyjską firmę monitorowania kredytów Experian
z 2005 roku, dotyczące znalezisk na wysypiskach śmieci. Z raportu wynika, że w
40 % śmietników znaleziono numery kart kredytowych lub płatniczych, a w
większości przypadków były tam także daty ważności kart; w 75 % śmietników
znaleziono dokumenty zawierające dane osobowe; w 20% śmietników znaleziono
numery rachunków bankowych i kody powiązane z adresami.
Ten rodzaj
zagrożenia potwierdza raport na temat zjawiska kradzieży tożsamości
przygotowywany co roku przez amerykańską firmę Javelin Strategy & Research
(2011 Identity Fraud Survey Report: Consumer Version). Do jednej z
najpopularniejszych metod kradzieży informacji, zaliczono właśnie „nurkowanie w
kontenerze” (dumpster diving) przez oszustów poszukujących niezniszczonych
dokumentów zwierających dane osobowe, finansowe, korporacyjne, itp.
Dorothy E.
Denning („Wojna informacyjna i bezpieczeństwo informacji”) zauważa, że
przeszukiwanie śmieci operatorów telefonicznych jest nagminne wśród hakerów,
którzy działając na określone zlecenia, przerzucają porzucone dokumenty i różne
strzępki papierów, aby znaleźć dane o funkcjonowaniu systemów, rachunkach i
hasłach do komputerów, nazwiska i numery pracowników, którzy mogliby wyjawić
tajemnicę przedsiębiorstwa.
W Polsce skala „archeologii śmietnikowej”
w ogóle nie jest znana. Trudno ją ocenić po enigmatycznych statystykach ABW
czy Prokuratury Generalnej, które raczej odnoszą się do przestępstw gospodarczych
skierowanych przeciwko państwu, zaś kwestię szpiegostwa korporacyjnego
odnotowują wówczas, gdy przypadek zostanie zgłoszony przez firmę.
Dwa
problemy: prawny i bezpieczeństwa
Problem prawny związany z „archeologią śmietnikową”
wydaje się być prosty: istnieje, bądź go nie ma. Pojawia się wówczas, kiedy
intruz wkracza (włamuje się, dokonuje wtargnięcia) na teren przedsiębiorstwa i
tam dokonuje przetrząsania koszy bądź kontenerów w poszukiwaniu cennych
informacji. Takiego wkroczenia na swoje terytorium, według „Gazety Wyborczej” (11.02.2006) -
doświadczył polski potentat Orlen. W listopadzie 2005 r., w biały dzień, do
strzeżonej siedziby koncernu w Płocku weszło dwóch mężczyzn, splądrowało
gabinet jednego z szefów spółki, po czym nie zatrzymywani przez nikogo - „wyparowali”. Oficjalnie wiceprezesowi
zginął m. in. palmtop; jednak bardzo prawdopodobne, że było to szpiegostwo
przemysłowe - na biurku z pewnością leżały dokumenty, które można było bez
problemu sfotografować. Jedno jest pewne - następnego dnia w firmie było
prawdziwe trzęsienie ziemi, w którego konsekwencji zwolniono szefa ochrony.
Odpowiedzialność
karna jest tu ściśle określona w kodeksie, natomiast nie istnieje problem
naruszenia prawa, kiedy firma pozbywa się swoich śmieci na zewnątrz. W takim
wypadku nie zadziałają przepisy o tajemnicy przedsiębiorstwa - w myśl polskiego
prawodawstwa tajemnicą
przedsiębiorstwa jest jedynie taka informacja, która kumulatywnie spełnia trzy
przesłanki. Jest to informacja techniczna, technologiczna, organizacyjna
przedsiębiorstwa lub inna: 1) posiadająca wartość gospodarczą, 2) nieujawniona
do wiadomości publicznej, 3) co do której przedsiębiorca podjął niezbędne
działania w celu zachowania jej poufności. Nie spełnienie którejkolwiek
przesłanki powoduje, że informacja jest ogólnie dostępna i każdy może z niej
korzystać. Podobnie zresztą formułowały swoje stanowiska wobec przypadków
przetrząsania śmieci sądy amerykańskie.
Ale pozostaje poważny problem bezpieczeństwa firmy. W omawianym
wyżej przypadku Procter & Gamble vs. Unilever większość obserwatorów i
specjalistów nie pozostawiła przysłowiowej suchej nitki na Unileverze za
ignorancję w sferze bezpieczeństwa, nie stosowania podstawowych procedur takich
jak choćby używanie niszczarek do dokumentów.
„Archeologii
śmietnikowej” można przeciwdziałać
Zagrożeniu „archeologią śmietnikową” łatwo stawić czoła za pomocą podjęcia
kilku prostych działań prewencyjnych:
1.
Opracowanie klarownych procedur postępowania z
dokumentami, zwłaszcza zawierającymi informacje „wrażliwe”.
Kwestia odpowiedniej polityki
bezpieczeństwa w korporacji to temat wart szerszego, oddzielnego omówienia.
Koncentrując się tymczasem na problemie niewłaściwego niszczenia dokumentów
warto przytoczyć, niektóre wnioski z badań przeprowadzonych we wrześniu 2010 r.
przez firmę Fellowes Polska (dodajmy dla porządku – firmę produkującą
niszczarki na rynek polski, a więc zaangażowaną w problem) nt. „Bezpieczeństwo danych a zawartość śmietników”.
Jego celem było
wyjaśnienie czy i w jaki sposób obecność tematu w mediach, po serii
publikacji, wpłynęła na postępowanie i
nawyki związane z pozbywaniem się dokumentów.
Jedną część badania przeprowadzono wśród 479 wybranych losowo polskich
firm. Natomiast druga część została przeprowadzona w warszawskich stacjach
przeładunkowych Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Niektóre wnioski są
zatrważające z punktu widzenia bezpieczeństwa informacji:
·
52 % badanych firm deklarowało niszczenie w niszczarkach
wykorzystaną dokumentację, która zawierała istotne, z punktu widzenia interesów
przedsiębiorstwa, informacje,
·
w okresie badań (10 dni) na stacjach znaleziono 992 worki w
76% zawierające dokumenty pochodzące z firm lub instytucji, z których tylko 55%
było należycie
zniszczonych (jako
zniszczone określane były również dokumenty przedarte na pół,); 294 worki zawierały dokumentacje wyrzuconą w
całości,
·
wśród znalezionych dokumentów „biurowych” do najliczniejszych kategorii należały: faktury, pisma
wewnętrzne (stany magazynowe, zestawienia, raporty, kontrole
wewnętrzne,
opisy pracy), rachunki, dowody wpłaty, protokoły, listy pracowników, listy
płac, klientów, inne dokumenty z ich danymi; łącznie w 657 workach „biurowych” znaleziono 507 czytelnych
dokumentów.
Potwierdza
się więc stary kanon wywiadu gospodarczego: nawet najszczelniejsze przedsiębiorstwo pozostawia „papierowe ślady”
swojej aktywności.
2.
Wyposażenie biura w odpowiednie niszczarki dokumentów.
Odpowiednie to takie, które niszczą
dokument bezpowrotnie. Nie załatwia tego najczęściej sprzęt za przysłowiowe 200
zł, który oferują duże sieci handlowe. Sprawa jest zbyt poważna, aby na niej
oszczędzać kilkaset złotych i kupować sprzęt, który tnie papier na paski.
Poważna tym bardziej, iż nie tylko niektóre „produkty” niszczarek można
mozolnie odtworzyć, ale – jak podaje Dorothy E. Denning – istnieją firmy
oferujące „nieniszczarki” –
urządzenia, które rekonstruują dokumenty z kawałków. Proces ten zaczyna się od
analizy fragmentów dokumentów i określania czy nadają się do odtworzenia.
Następnie nakleja się te kawałki na przezroczystą powierzchnię, skanuje w
komputerze i łączy za pomocą specjalnego oprogramowania.
Przy wyborze niszczarki należy wziąć pod
uwagę nie tylko renomę firmy (jest ich kilka na polskim rynku), ale przede
wszystkim w jakim biurze będzie używana i ile osób będzie z niej korzystało,
jaki poziom bezpieczeństwa powinna gwarantować (na ile elementów tnie kartkę) i
jakie dodatkowe funkcje powinna spełniać. Ceny rynkowe takich urządzeń w
zależności od przedstawionych kryteriów mogą się wahać pomiędzy 7000 zł w
przypadku profesjonalnych urządzeń obsługujących wielkie biura, a 500-600 złotych, w przypadku urządzeń w
małych biurach.
Jak pokazuje doświadczenie - oszczędzając
kilkaset złotych na niszczarce, można
stracić miliony w wyniku „archeologii
śmietnikowej” organizowanej przez firmy konkurencyjne.
3.
Dokładne sprawdzanie firm obsługujących niszczenie
dokumentów i osób sprzątających.
Wiele korporacji powierza niszczenie
dokumentów wyspecjalizowanym firmom zewnętrznym, których na rynku nie brakuje.
Jak w przypadku każdego outsourcingu usług - warto sprawdzić kilka elementów
przed podpisaniem kontraktu: doświadczenie danej firmy w ektorze, rozmiar i struktura, kadry,
przestrzeganie standardów etycznych, dotychczasowe osiągnięcia, referencje, klienci
(czy nie zachodzi konflikt interesów).
4.
Wreszcie – jakkolwiek trywialnie to zabrzmi – nadzór i
kontrola nad niszczeniem dokumentów.
Istnieje potrzeba prowadzenia wyrywkowych,
nie rutynowych kontroli czy i jak pracownicy
stosują się do obowiązujących w firmie zasad - np. przeszukiwać kosze na
śmieci. Można rozważyć centralne (jeden kosz na piętrze czy biurze) składowanie
papierowych śmieci i zapewnić nadzór kamer na tym miejscem. Można stosować
pewne „prowokacje” sprawdzające
sposób obchodzenia się z dokumentami przez pracowników.
Trawestując słynne
powiedzenie Ch. M. Talleyranda można w konkluzji stwierdzić: niewłaściwe
postępowanie z korporacyjnymi dokumentami to gorzej niż zbrodnia – to błąd.
autor: dr
Marek Ciecierski
Profesjonalny Wywiad Gospodarczy
Skarbiec Sp. z o.o.